Człowiek,
istota duchowa, wyraża swą duchowość pod różnymi postaciami i
zmierza do szczytu różnymi drogami. Jednak czysta
duchowość pozostaje nienaruszona i zawsze ta sama w swej istocie,
mimo różnych postaci, jakie przybiera i dróg, którymi prowadzi.
Czysta duchowość zasiewa w świecie pokój i pobudza do dobroci –
do miłości i czynienia dobra.
Mimo
tej jedności duchowości, człowiek wciąż się dzieli, patrząc
tylko na odbicia i różnice wyrazu. Jeden widzi biały odblask
duchowości, a inny czerwony. Jeden utożsamia się z bielą, a drugi
z czerwienią. Zaślepiony, chwyta się jednej tylko barwy,
zapominając o przestrzeni nadprzyrodzonej – bezbarwnej, i o jej
wielobarwnych przejawach. Jak małe dziecko, chwyta się jednej tylko
strony, nie widząc całości.
Rozmowa
o Jezusie i Buddzie
między wędrowcem a ojcem franciszkaninem
Ojciec: Powiedz, jak
postrzegasz Buddę i kim jest dla Ciebie Jezus?
Wędrowiec: Przyznaję, że moja dusza nie widzi różnicy między Jezusem a
Buddą. Widzę Buddę jako postać
Jezusa Chrystusa, ale nie zaprzeczam przez to
jednorodzoności Bożego Syna.
Ojciec: Jakże Budda miałby być postacią Chrystusa?
Wędrowiec:
Otóż będąc obrazem
Wiecznego Świętego (albo Wiecznego Buddy), jest On
Tym, który jako Słowo zrodzony jest z Wiecznej Myśli; jest Synem z Ojca. Same święte pisma
buddyjskie nadają Buddzie przydomek Zbawiciela albo Zbawiciela Świata,
przez co jeszcze wyraźniej zaznacza się Jego podobieństwo do Syna
Bożego, Jezusa (Zbawiciela).1
O samym Buddzie mówi się jako o
Wszechwiedzącym i pełnym miłości do wszystkich istot. Są to
przymioty Boskie i tylko Bóg posiada w doskonałym stopniu te dwa
pierwiastki mądrości i miłości. Pod tym względem nie ma więc
trudności, aby widzieć w Buddzie Syna Bożego, jedną z osób
Trójcy Świętej. Potwierdzałby to także sposób
życia Buddy i Jego przykład. Ponadto przydomki, takie jak Obrazowa
Postać, Zbawiciel, Wszechwiedzący, Święty, nie zostały nadane
tylko przez zauroczonych wyznawców, ale widać je jako rzeczywiste imiona
osoby zwanej Buddą, potwierdzone przez Jego święte słowa i czyny.
Ojciec:
Czy widzenie Buddy jako postaci Boga nie przeczyłoby jednorodzoności
Syna Bożego?
Wędrowiec:
Otóż Syn Boży jest
jednorodzony jako Słowo zrodzone z Boga, niezależnie od postaci
jaką przyjmie. Tę niezależność postaciową ukazać mogą trzy przykłady:
przykład uczniów idących drogą do Emaus, przykład opłatka ze
Mszy Świętej i przykład zmiennej postaci obrzędu Mszy. (Powiem o tym jeszcze później).
W
wyznaniu wiary chrześcijańskiej słyszymy: „Wierzę w Boga, Ojca
Wszechmogącego, Stworzyciela Nieba i Ziemi, wszystkich rzeczy
widzialnych i niewidzialnych, i w jednego Pana, Jezusa Chrystusa,
Syna Bożego jednorodzonego, który z Ojca jest zrodzony przed
wszystkimi wiekami. Bóg z Boga, światłość ze światłości, Bóg
prawdziwy z Boga prawdziwego, zrodzony, a nie stworzony, współistotny
Ojcu, a przez Niego wszystko się stało. On to dla nas, ludzi, i dla
naszego zbawienia zstąpił z nieba, i za sprawą Ducha Świętego
przyjął ciało z Maryi Dziewicy i stał się człowiekiem...”
Jest
więc Ten Syn Boży jednorodzony, bo był zrodzony z Boga jako Jedyny
przed wszystkimi wiekami, a Bóg nie rodzi z siebie nic prócz Boga.
Dlatego jest Bogiem z Boga, Światłem ze Światła, Prawdziwym z
Prawdziwego. Stał się zrodzony, ale nie stworzony. Dlatego
zachowuje swój pierwotny stan jednorodzonego mimo swego wcielenia w
człowieku – mimo postaci jaką przyjmuje. To Przedwieczne Słowo
przyjmuje ciało i staje się człowiekiem z Miłości – za sprawą
Ducha Świętego. W tym Słowo jest jednorodzone. Jednorodzoność
nie oznacza jednopostaciowości Jezusa Chrystusa. To znaczy nie
wyklucza ona, że Jezus Chrystus, Słowo Boże, może przyjąć wiele
postaci. Wykażę to teraz przez trzy przykłady: przykład różnych
postaci Zmartwychwstałego Chrystusa, przykład postaci opłatka i
przykład różnych postaci obrzędu Mszy Świętej.
W
Ewangelii według św.
Łukasza (24,13-35)
napisano o tym, jak zmartwychwstały Jezus ukazuje się swym uczniom
w drodze do Emaus. Uczniowie idą drogą, omawiając zdarzenia jakie
właśnie zaszły w Jerozolimie – o tym, jak zabito Syna Bożego.
Nagle przyłącza się do nich obcy człowiek i pyta o czym tak
rozmawiają. Wtedy uczniowie opowiadają wszystko nieznajomemu, a ten
na podstawie ich wypowiedzi zaczyna wyjaśniać im stare pisma
prorockie, odnosząc je do Chrystusa. Później uczniowie zapraszają
towarzysza do wspólnego posiłku i tam rozpoznają w nim Jezusa, gdy
widzą jak błogosławi i łamie chleb, dzieląc się z innymi. Wtedy
Jezus nagle znika im z oczu. Podobne zdarzenie zmiany postaci
zmartwychwstałego Jezusa opisane jest w Ewangelii
św. Jana (J 21), kiedy
apostołowie łowią ryby, a z brzegu wzywa ich jakiś nieznajomy,
którego jeden z apostołów rozpoznaje jako Jezusa.
Czy
nie wydaje się możliwe, że Jezus ukazał się na Wschodzie w
postaci Buddy, w innym miejscu i czasie, a my, chrześcijanie,
szliśmy cały czas obok Niego jak uczniowie z Emaus, mając
przesłonięte oczy (por. Łk 24,16) i nie rozpoznając w Nim
Jezusa?2
Ojciec:
Dlaczego w takim razie Kościół i Papież nic o tym nie
powiedzieli, a dopiero teraz ty jeden masz takie pomysły?
Wędrowiec:
Zdanie
większości i ludzkie godności nie zawsze stanowią o prawdziwości
zdania. W dziejach Izraela na przykład słyszymy, jak wszyscy
prorocy w kraju byli jednomyślni co do pewnej sprawy, a pośród
nich znalazł się jeden o zdaniu odmiennym, które jak się później
okazało było właśnie tym słusznym (zob. opowieść o Micheaszu w
1 Krl 22,1-40). Widocznie jest to zamysłem Boga, że przez długi
czas pozostawia pewne prawdy w ukryciu i dopiero po wiekach pozwala
wyjść im na jaw. Wielu ludzi ma przeczucie tych ukrytych prawd, ale
nie każdy ośmiela się te swoje przeczucia wyraźnie określić i
wypowiedzieć.
Jeszcze drugi przykład wielopostaciowości Chrystusa – opłatek ze
Mszy Świętej. W obrzędzie Mszy chrześcijanie przyjmują Jezusa
pod postacią opłatka zlepionego z mąki. Wcześniej jeszcze w
obrzędzie Mojżeszowym, składano w darze baranka, a na krzyżu w
zastępstwie baranka umarł Jezus – Bóg-Człowiek. Jezus zaś
zanim umarł polecił apostołom, aby wspominali Go pod postacią
chleba. Dzisiaj Kościół stanowczo wyznaje, że opłatek poświęcony
podczas Mszy przez słowo kapłana i łaskę Ducha Świętego jest
rzeczywistym Jezusem Chrystusem. Jeśli zatem Jezus Chrystus stać
się mógł opłatkiem, to czemuż tak trudno uznać, że mógł On
też przyjąć wyraźną postać w doskonałym mędrcu jakim był
Budda? (Używam określenia doskonałego mędrca, bo ono przynajmniej
jest do przyjęcia przez umysły chrześcijańskie).
Trzeci
przykład to zmienność postaci obrzędu Mszy Świętej w ciągu
wieków. Widzimy jak od początków chrześcijaństwa Msza Święta
przybierała różną postać.
Ojciec:
Jedno
w całej Mszy nigdy się nie zmieniło – słowa Jezusa w czasie
poświęcenia – „To jest ciało moje, to jest krew moja...”
itd.
Wędrowiec: Rzeczywiście. Ale nawet te słowa są zmienną postacią, a
znaczenie ma istota tych słów i ona jest wieczna. Prawdziwe
znaczenie ma miłosierdzie, jakie jest wyrażone w tych słowach.
Słowa te mogą być puste i bezużyteczne, jeśli w ślad za nimi
nie pójdzie rzeczywisty uczynek miłosierdzia. Widzimy więc, że
nawet postać słów jest zmienna, bo może być rozumiana właściwie
albo nie.
Kto nie jest przeciw nam, ten jest z nami (Łk 9,50).
Ojciec:
Znasz
wyznanie naszej wiary: „Wierzę w Boga, Ojca Wszechmogącego”
itd. Buddyści nie
przyznają się do tych słów. Wygląda więc na to, że stoją z
nimi w sprzeczności.
Wędrowiec:
Buddyści
nie przyznają się do nich, bo ani ich nie słyszeli, ani nie
poznali Tego Jezusa, którego my znamy, czyli Jezusa z Nazaretu, syna
Maryi.3
Zauważ, ojcze, że od pierwszych
słów wyznania do tych, które mówią o narodzinach Jezusa z Maryi,
można uznać, że buddyści są zgodni. Później następują słowa
odnoszące się do ziemskiego życia Syna Bożego i tutaj buddyzm
zdaje się stać w sprzeczności z Kościołem, ale nawet jeśli tak
jest, to ma do tego zupełne prawo, bo nie poznał jeszcze
wiarygodnego świadectwa o życiu tego Jezusa (zauważ również,
ojcze, że wiarygodne świadectwo często zależy od wyznawców
żyjących na ziemi – od tego jak opowiadają wyznawaną prawdę i
od czynów jakie spełniają). Jednak mimo to, buddyzm uznaje Boskość
w człowieku, ale dla buddystów tym Bogiem-Człowiekiem był Budda.
Matka
w Izraelu urodziła Jezusa, a ziemie na Wschodzie również
zapragnęły Syna Bożego i tam porodziła inna matka. Jedno Słowo
przybrało więc różną postać w zależności od matek z jakich
się zrodziło, tzn. w zależności od miejsc, czasów i osób do
których przybyło. Matka jest stworzona do rodzenia. W miejscu, w
którym jest potrzebne objawienie Słowa, rodzi ona Świętego, Syna
Bożego. Tak więc matka-ziemia wydała na świat Syna Bożego w
niejednej postaci.
Ojciec:
A reinkarnacja? Buddyści wyznają reinkarnację, a
my, chrześcijanie twierdzimy, że jej nie ma.
Wędrowiec:
W prawowiernym buddyzmie
nie stosuje się właściwie takiego pojęcia jak reinkarnacja, czy
ponowne wcielenie, a wszystkie dawne języki używają słowa
stworzenie albo narodzenie. Ale odrzucając nawet sprawę językową,
słyszeć możemy w buddyjskiej myśli, że np. ktoś, kto jest
człowiekiem, może stać się po śmierci zwierzęciem. Te prawdy
należy rozumieć duchowo, jako przenośnie.
W
buddyzmie jest pojęcie działania, czyli karmy. Jeśli ktoś wykonał
w życiu jakieś działanie, to w przyszłości wyda ona owoc. Jeśli
ktoś umiera nie wykonawszy działania, to pozostawia po sobie jego
ziarna, które później kiełkują w innych osobach, które rodzą
się w świecie. Te osoby podejmując się tych działań, przez więź
duchową mogą poczuwać się, że żyli już wcześniej w innym ciele jako zwierzęta, duchy, bogowie itp. W istocie człowiek w
jednym życiu przyjmuje nieraz zachowania zwierzęce, demoniczne albo
boskie – przyjmuje różny wygląd. Nawet więc tutaj, w sprawie
reinkarnacji, można widzieć pewien wspólny wątek.
Przypomnijmy sobie, jak Jezus nazwał Jana Chrzciciela imieniem Eliasza (Mt
17,12-13). Przywołajmy w pamięci wyjaśnienia Ojców Kościoła,
którzy Mojżesza, Salomona i inne wielkie i mniejsze osobistości z
dziejów Izraela widzieli jako postać Chrystusa (typ, rodzaj,
obraz). Również buddyści patrzą podobnie na sprawę reinkarnacji.
Mimo że widzą w Dalajlamie wcielenie Awalokiteśwary, to wiedzą
też dobrze, że w dziejach świata Awalokiteśwara był inną osobą
niż Dalajlama, a Dalajlama XIII to nie ta sama osoba co Dalajlama
XIV. Postrzegają go jako tę samą osobę (typ) – Wcielenie
Miłosierdzia – ale są świadomi, że w dziejach świata pojawiała
się ona pod różnymi imionami (także w różnych miejscach i w różnych ciałach).
Ojciec:
Wszystko
to herezja. Ale ze
wszystkich opisanych przez Kościół herezji, z taką się jeszcze
osobiście nie spotkałem. Nie dozwalam ci, abyś pozostawał tutaj z
nami. Kiedyś pod natchnieniem Ducha Świętego mógłbyś wygłosić
jakieś zdanie o Buddzie wśród naszych wiernych, a to byłoby
zagrożeniem dla Kościoła.
Wędrowiec:
Dobrze,
pójdę. Zastanów się jednak, ojcze, nad tym,
czy herezja, której jeszcze nie było, nie może być prawdą?4
A Duch Święty czy może natchnąć
do czegoś, co stanowiłoby zagrożenie dla Kościoła? Dlaczegóż
ludzie Kościoła mieliby się bać Buddy, skoro jest im
znajomy Jezus, któremu diabeł nawet nie jest straszny? Widzę
tutaj, ojcze, że Nasz Pan Jezus mało jeszcze został poznany
i wciąż przez swoich jest krzyżowany.
Chciałem ci dać światło zrozumienia, które pozwala przekroczyć
granice ludzkich uwarunkowań i doprowadza do pokoju i miłości
między wszystkimi. Niepotrzebny jest nam strach przed obcością.
Ale nie przyjmujecie, to idę dalej.
1 Oto
kilka wyjątków z książki Nauka Buddy (która jest wyborem
przekładów ze świętych pism buddyjskich; wydanym przez Bukkyo
Dendo Kyokai, Tokyo, Japan), odnoszących się do Buddy jako
Zbawiciela: „Kiedy ten Książę dorośnie i nie opuści pałacu,
wtedy zostanie wielkim królem i podbije cały świat. Ale jeśli
porzuci on pałace i poświęci swe życie religii, wówczas stanie
się Buddą, Wybawcą świata” (I.1.1.2). „Chociaż ciało Buddy
jest trojakie, Jego duch oraz cel jest jeden: wybawienie wszystkich
ludzi” (I.3.1.4). „Ponieważ umysł [rozumiej: duch] Buddy Amidy
z wszelkimi jego nieskończonymi możliwościami miłości i
mądrości jest czystym miłosierdziem, Budda może wybawić
wszystkich” (II.8.1.6). „Budda jest ojcem w Swym miłosierdziu i
matką w Swej dobroci. Ludzie często działają z wielką
gorliwością, przez nieświadomość oddając się ziemskim
namiętnościom. Budda również jest gorliwy w swym miłosierdziu
dla ludzi. Pozbawieni Jego miłosierdzia, są oni bezradni. Jako
dzieci Buddy powinni przyjąć Jego sposoby wybawienia” (I.2.2.4).
„Ludzie na ogół wyobrażają sobie, że Budda narodził się
jako książę i zostawszy żebrakiem, odnalazł drogę do
Oświecenia. W rzeczywistości przygotowanie było bardzo długie,
gdyż Budda istniał zawsze w tym świecie, który nie ma początku
ani końca. Jako Wieczny Budda, znał on wszystkich ludzi i stosował
wszelkie sposoby wybawiania” (I.2.3.1). „Ludzie nie mogą być
wybawieni, jeśli polegać będą tylko na swojej mądrości –
rzekł Budda – muszą uwierzyć i przyjąć moją naukę [tzn.
Słowo]” (I.3.3.5).
2 Z Kompendium Katechizmu Kościoła Katolickiego (129): „Jezus Zmartwychwstały jest całkowicie wolny w wyborze form ukazywania się swoim uczniom; może się ukazywać, jak i kiedy chce, i pod różnymi postaciami”.
2 Z Kompendium Katechizmu Kościoła Katolickiego (129): „Jezus Zmartwychwstały jest całkowicie wolny w wyborze form ukazywania się swoim uczniom; może się ukazywać, jak i kiedy chce, i pod różnymi postaciami”.
3 W
istocie, gdy byłem w buddyjskich klasztorach w Nepalu i Indiach
mało który z mnichów słyszał cokolwiek o Jezusie. Niektórzy
nie mają nawet świadomości, że była taka postać w dziejach
świata.
4 Wydaje
się, że sam Pan Jezus był niegdyś przykładem takiej herezji.
Bardzo interesujące spojrzenie ponad ludzkimi podziałami.
OdpowiedzUsuńAnita
Chrześcijaństwo i Buddyzm mają niewiele wspólnego ze sobą, podziwiam to że znalazłeś Przyjacielu wspólną przestrzeń. Niezrozumiała wydaje mi się konwersja z Buddyzmu Bon na chrześcijaństwo - prymitywne wierzenia podszyte interesem instytucji kościoła katolickiego.
OdpowiedzUsuńWszędzie wmieszane są jakieś interesy, i to zarówno w buddyzmie, jak i chrześcijaństwie. Staram się patrzeć na czystą treść religii i tam widzę, że mają one ze sobą wiele wspólnego. Możliwe, że jest to moje osobiste doświadczenie, a możliwe, że tak jest w istocie. Próbuję się o tym przekonać.
OdpowiedzUsuńObaj wiemy, że postrzegana rzeczywistość to widzenie "karmiczne" nas jako ludzi jednak jeśli jako ludzie jesteśmy bardzo oddaleni od siebie nasze widzenia będą odmienne. Nie aż tak odmienne jak rzeczywistość postrzega przez rybę głębinową, jednak na tyle by nas nic prócz odrodzenia na ziemi w tym samym czasie nie łączyło. Czy nie dostrzegasz w treści religii niebagatelnych różnic z której największa to wyznawianie przez chrześcijan jednego z bogów światowych (świata czystej formy, klasy Brahmy) umieszczonego w pomieszanym świecie, pełnego splamień i zaciemnien? Chętnie o tym porozmawiam, być może rozmowa ta przyczyni sie do jakiegoś ogólnego dobra. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńBóg chrześcijan nie jest bogiem światowym. Sam Chrystus mówił: „Moje Królestwo nie jest z tego świata” (J 18,36) i modlił się do swego Ojca: „Ojcze nasz, który jesteś w niebie” (Mt 6,8). To niebo nie jest też niebem światowym, fizycznym, ale przestrzenią Słowa, czyli tym, co buddyści nazwaliby Dharmadhatu. Wyraźnie o takim niebie nauczał Jezus i odróżniał je od nieba fizycznego, mówiąc: „niebo i ziemia przeminą, ale moje słowa nie przeminą” (Łk 21,33) [skoro nie przeminą, to gdzieś będą trwały]. O Jezusie samym jest powiedziane, że jest Słowem, które było na początku zanim wszystko się stało (J 1,1-3). Później, w czasie, Jezus pojawia się w dziejach, na świecie, ale nadal w całym swoim życiu pozostaje niezmieszany ze światem, tak jak czysta kropla rosy. Daje On wzór rzeczywistości niebiańskiej niedostępnej zmysłom i niepojętej dla umysłu. Indyjski bóg Brahma wydaje się być wzorem czystej formy, ale takim, który trwa w obszarze wyobrażeń i pojęć. Stąd raczej różni się on od Boga chrześcijan, który przekracza wszelkie wyobrażenia i pojęcia. Ludziom trudno jest zrozumieć zarówno boga Brahmę, jak i Boga chrześcijańskiego, więc często nawet gdy odnoszą się do rzeczy świętych, przedstawiają tylko swoje „widzenie”. Stąd zdania ludzi wydają się mało wiarygodne (przez swą ograniczoność i stronniczość). Ale oprócz tych względnych prawd pokazują się jeszcze prawdy ścisłe naznaczone przez Jezusa, Buddę albo świętych i przekazane w wiadomościach o ich życiu, w powtórzeniu ich słów, i żywe u ludzi, którzy na prawdę stosują to wszystko. To również przekracza wszelkie pojęcia. Bóg chrześcijan jest niepojęty, a prawdziwy chrześcijanin w ślad za Nim prowadzi niepojęte życie. Tak to rozumiem.
OdpowiedzUsuńSłowa Chrystusa które przytoczyłeś nie znaczą, że te jego królestwo nie zawiera się w samsarze. Świadomość pastuchów i innych prostych ludzi związanych z judaizmem (do których przede wszystkim Chrystus kierował nauczanie)dwa tysiące lat temu nie brała pod uwagę innych rzeczywistości jak niebo, ziemia i pieklo. Prosty stąd wniosek, którego można być pewnym, że "nie z tego świata" nie odnosi się do miejsca poza samsarą, jedynie do jednego z wielu nieb światowych" być może czystej krainy, w której nikt nie uszłyszy nauk chrześcijan tylko Dharmę, trening umysłu, zgodnie z obietnicą wielu Bodhisatwow. Nauki "Yetri Tasel" mówią o 500 letnim tam pobycie. Bardzo ważne jest ustalenie właśnie pochodzenia tego Boga w któego chrześcijanie wierzą. To dobrze, że znajdujesz części wspólne wierzeń, lecz jeśli dzieje się to w nieodpowiednim dla CIebie czasie, pomieszanie zapewnione. W końcóce akspiacji fakty te jak mówią ci, którzy tego doświadczyli , nierealne. Na tyle nierealne, że jedynym ich odbiciem i egzystencją staje się własny umysł, niestety moje doświadczenie na tym etapie tego nie dowodzi, stąd wywołana dyskusja. Dojdzmy do tego. Co Ty na to?
OdpowiedzUsuńJestem za. Możliwe, że rozmowa zbliży nas do tego celu.
OdpowiedzUsuńKrólestwo niebieskie jest też obecne na świecie, ale jest nie do ogarnięcia przez świat, więc właściwie nie zawiera się w świecie, bo świat nie może go pojąć. Słowo przyszło do swojej własności, a swoi Go nie przyjęli (J 1,11). Światło świeci w ciemności, ale ciemność go nie ogarnia (J 1,5). Wydaje się więc, że królestwo niebieskie o którym mówi Jezus przekracza świat i nie jest zamknięte w jego granicach. Jest królestwem nieskończonym. Ujawnia się w świecie i przeobraża go, ale nie jest królestwem światowym.
Jezus, tak jak Budda, przemawiał do ludzi, więc posługiwał się tymi pojęciami, które były znajome ludziom. Zapewne ludzie kiedyś, tak jak i dzisiaj, nie mieli jasnego poznania nieba i piekła, ale ogólnie jest tak, że świadomość nadaje nazwę nieba szczęśliwemu stanowi pośmiertnemu, a piekła nieszczęśliwemu stanowi. Jezus mówiąc o niebie, chciał wskazać co jest prawdziwym szczęściem, a mówiąc o piekle, co jest prawdziwą udręką. Wydaje się to podobne do przykładu ojca pouczającego dziecko. Ojciec może pokazać dziecku obrazek lwa w książeczce, a później dać mu poznać jak wygląda prawdziwy lew w przyrodzie. Jezus mógłby powiedzieć do nas: „Mówicie dzieci o niebie, marzycie o raju. Pokażę wam jak wygląda prawdziwe niebo i raj”.
Pochodzenie Boga: Światłość ze Światłości (według wyznania wiary katolickiej).
Istotne jest nie ustalenie pochodzenia, ale zrozumienie Boga, poznanie Tego, w którego wierzą chrześcijanie. Mam tutaj na myśli zrozumienie Jego Istoty samej w sobie i tego jak Ją widzą wierni. Rzecz w tym, że nie jest On tylko myślą, jakimś pojęciem, które kiedyś pojawiło się w umyśle człowieka, tak żeby można było badać Jego pochodzenie, jak jakiś czasowy napływ mody nachodzący ludzi. Ale raczej patrzeć należy z tej strony, że tutaj ujawniła się Jakaś Rzeczywistość Osobowa i Duchowa, i Ona wywarła silny wpływ na świadomość człowieka, przemieniając go i ożywiając. Myślę, że Boga Izraela nie należy traktować jako jakiejś koncepcji filozoficznej. Ci, którzy w Niego wierzą, traktują Go jako Żywą Osobę. Więc niegrzecznością byłoby odnoszenie się do Tej Żywej Osoby jak do jakiejś rzeczy, nawet jeśli nie widzi się rzeczywistości Tej Osoby albo nie wierzy się w Jej prawdziwość. Umysł ludzki działa tak, że odróżnia i nazywa, i Bóg staje się też pojęciem, nawet u świętych wiernych, ale to nie uprawnia do traktowania Go jako pojęcia, bo w istocie jest On czymś więcej.
Wielu świętych i błogosławionych zwracało się do Tej Osoby i rozmawiało z Nią. Nie tworzyli Jej w umyśle, ale Ona sama ujawniała się w ich duszy i wewnętrznym życiu. Ta Osoba nie była złudzeniem, jak u człowieka umysłowo chorego. Ukazywała Ona prawdę i dawała świętym poznanie rzeczywistości. Uzdalniała także do dobrych czynów i rzeczywistych cudów.
Odbiegłem nieco od głównego wątku, ale może warto to również rozważyć.
Teraz przez dłuższy czas nie będę mógł odpowiedzieć, bo nie będę miał dostępu do komputera. Ale przy najbliższej sposobności odpowiem. Pozdrawiam.
Przenikanie się światów jest możliwe, potwierdza to nawet dzisiejsza nauka. Widzenie jednych światów przez istoty z innych też jest możliwe i w niektórych przypadkach nie potrzeba do tego odpowiednich właściwości. Przykładem takim jest widzenie świata zwierząt, nie całego ale jakiegoś wycinka przez nas ludzi. To co opisałeś na początku poprzedniego postu może odnościć się do widzenia przez adeptów jogi czy innych praktykujących, światów subtelnych, na przykład krainy Olmolundrung, Oddijany etc. Nie jest to pewnie raj o jakim napisałeś, ale szukając podobieństw i genezy wierzeń można się nad tym zastanowić. Odpowiednie praktyki umożliwiają widzenie Dharmakai, tak jest powiedziane w pismach np. Bon. Potężna różnica pomiędzy rajem obiecanym przez Boga chrześcijan a wyzwoleniem z samsary moim zdaniem polega na umiejscowieniu tych zdarzeń. Opisy biblijne z tego co wiem sugerują nieskończoną przyjemność z obcowania z tym Bogiem co za tym idzie sugerują działanie zmysłów z których płyną doznania powodujące tak zwaną wieczną szczęśliwość. Wniosek stąd prosty, raj biblijny należy do świata porządania umiejscowiony jest głęboko w samsarze a odczytanie nieskończoności tego zdarzenia jest wynikiem porównania długości życia człowieka do rajskiej długości co wydawać się będzie nieskończonością jednak według nauk wschodu nią definitywnie nie jest. Tak samo długość życia w światach piekielnych trwa dla ludzi bardzo długo lecz nie jest nieskończony, nie ma mąk wiecznych. Prostota ludzi środkowego wschodu 2000 lat temu nie pozwoliła na dokładność w ujęciu tej materii i wprowadza kolosalny błąd.
OdpowiedzUsuńObcowanie z Bogiem będzie czysto duchowe. Bywa ono porównywane do doznań zmysłowych albo rozkoszy ziemskich, ale te porównania są dawane po to, aby człowiek zmysłowy mógł dojść do poznania duchowego, przekraczającego zmysły. Bywa też z tym tak, że ktoś w zachwycie odnajduje prawdziwą słodycz i wyraża to na zewnątrz przez rozmaite słowa lub znaki, wyśpiewując swą radość jak słowik, samoistnie. W ten sam sposób nawet niezmysłowy Budda opowiadając o raju, stosował odniesienia do świata zmysłów (http://mahajana.net/teksty/sutra_amitabhy_buddy.html).
OdpowiedzUsuńŚw. Faustyna powiedziała o tym obcowaniu z Bogiem coś takiego:
„Bóg, jako czysty Duch wprowadza duszę w życie czysto duchowe. Sam Bóg wpierw tę dusze przygotował i oczyścił, czyli uczynił ją zdolną do ścisłego obcowania z sobą. W sposób duchowy obcuje ona z Panem w miłosnym odpocznieniu. Mówi do Pana bez wyrażenia zmysłów. Bóg napełnia duszę swym światłem. Jej rozum oświecony, widzi jasno i rozróżnia stopnie w tym życiu duchowym. Widzi, kiedy się łączyła w sposób niedoskonały z Bogiem, gdzie zmysły brały udział i duchowość była złączona ze zmysłami, choć już w sposób wyższy i szczególny – jednak niedoskonały. Jest łączenie się z Panem wyższe i doskonalsze – to jest umysłowe. Dusza tu jest bezpieczniejsza od złudzeń, duchowość jej jest głębsza i czystsza. W życiu, gdzie są zmysły,
tam więcej jest narażenia na złudzenie. Jak jej samej, tak i spowiedników ostrożność powinna być większa. Są chwile, w których i Bóg wprowadza duszę w stan czysto duchowy. Zmysły gasną i są jakoby umarłe, dusza jest jak najściślej zjednoczona z Bogiem, jest zanurzona w Bóstwie, poznanie jej jest całkowite i doskonale, nie poszczególne – jak dawniej, ale ogólne i
całkowite” (Dzienniczek 115).
Nie sądzisz, że uproszczenia które są podawane w naukach kościołą i chrześcijan brane są dosłownie i przy założeniu, że wiara to nie jest pewność nie prowadzi do dalszych poszukiwań i wykrycia realnej rzeczywistości? Słowa któe przytoczyłeś niejakiej Faustyny powiały gnozą, to dobrze bo zamiłowanie do nauk duchowych i rozpoznawanie kolejnych stanów rozwoju , jak napisała "łączenia sie z Panem" świadczy o jakimś zaawansowaniu i wglądzie. Czytałem opracowanie w którym wskazano na ciekawe zjawisko uczestniczenia w naukach Chrystusa przez dawnych gnostyków. Mieli oni pobierać wyższe nauki u Chrystusa, któy udostępnił je nielicznym. Dalsza historia tej "spółki" pokazuje, że zostali zwalczeni przez powstającą instytucje kościoła, czyli ludzi kożystających z nauk w sposób w jaki dzisiejszy kosciół to robi. Zgładzono gnostyków a wraz z nimi esensjonalne nauki. Jak ważna jest linia przekazu pokazuje przykład nie uzyskiwania tęczowego ciała przez adeptów Dzogczen w linii, w której były jakieś problemy z przekazem przez jakiś czas. W następnych postach postaram się wykazać szkodliwość działania kościoła zapychającego niszę poszukiwania duchowości przez wielu ludzi opierając się na wybranych z wialu pismach zwanych biblią.
OdpowiedzUsuńZbyt ogólnikowe sformuowania jak "duchowość, doskonalsze złączenie, dusza, stan czysto duchowy, napełnianie swiatłem" to szkodliwy eteryzm, pewne ekstremum nie dające się wykożystać jako przewodnik w praktyce. Jasno postawione sprawy w tych tematach to jedyne wyjście. Ezgaltacja i emocjonalne nacechowanie zachowań o których pisałeś są egocentryczne, mimo że na zewnątrz wyglądać to może inaczej - to tylko mój osąd oczywiście.
Wracając nieco do genezy, moim zdaniem bardzo ważne jest ustalenie pochodzenia Boga chrześcijańskiego (wyróżniam go mimo tego,że chrześcijanie twierdzą że jest Bogiem każdego z czym nie zgadzam sie zupełnie). W naukach Bon i buddyzmie istnieje specyficzny Budda, który nigdy nie zawierał się w samsarze, od nieskończonej przeszłości byl poza samsarą, nie należał tym samym do skłądowej czasu, pewnego kontnuum czasoprzestrzeni. Jednak by znależć podobieńśtwo do Boga chrześcijan trzeba było by chyba nagiąć zbyt wiele znanych faktów, więc nie wchodzi w grę tak postawienie całej sprawy. Bog ten nie jest Budda o którym wspomniałem.
"Budda miał konkretne zdanie na temat natury świata. Stosunek buddyzmu do koncepcji zakładających, że świat został stworzony, obrazuje następująca przypowieść:
Bóg Mahabrahma zamieszkiwał trzeci poziom sfery czystej formy. Jako że był w niebie pierwszy, odczuwał samotność. Kiedy pojawiły się inne istoty i świat, Mahabrahma uznał, że stało się tak w wyniku jego pragnienia. Wiele lat później pewnego mnicha nurtowało pytanie, czy można przekroczyć sansarę. Zapytał o to Mahabrahmę. On trzykrotnie stwierdził, że sam stworzył cały świat. Kiedy mnich uparcie powracał do pytania: “W takim razie powiedz mi czy można go w jakiś sposób przekroczyć”, bóg rzekł mu w końcu na ucho, że nie ma pojęcia, czy da się tego dokonać i jeśli ktoś to wie, to tym kimś jest Oświecony."
Mahabrahma jest wg nauk palijskich nazywany w chrześcijaństwie "Bogiem przedwiecznym" i takie jest też moje zdanie na ten temat. Jak wiesz istanieje o wiele więcej światów nadrzędnych do świata czystej formy np. arupadhatu - świat bezforemny z jego strefami etc.
Nie warto zatem czcić w jakikolwiek sposób Boga chrześcijan jakkolwiek wierzenia i ofiary dla niego mogły by ułagodzić ludzką naturę co niestety nie zachodzi, wręcz przeciwnie, tworzy wojny religijne.
Inaczej sprawa przedstawia się z Chrystusem, którego dzieje nie są znane tak naprawdę, bo wycinki które wybrał kościół uznając za biblię to kilka procent z jego życia. Chrystus natomiast wykazywał cechy mahasiddów, musiał mić kontakt z esensjonalnymi naukami czy to w sferze egzystencji na ziemi, czy może w dhamakai...
*Dharmakaji
OdpowiedzUsuńNasuwa mi się pewna myśl. Chcę opisać jak ja rozumiem proces ekspiajci w chrześcijaństwie i w Dharmie. W chrześcijaństwie i w jego kościele katolickim wiele mói się o dodatkowym przykazaniu podanym przez Chrystusa z tego co zrozumiałem. Mówi się by "miłować się wzajemnie" Prawda to czy nie? Jeśli tak to należy się miłować bo w przeciwnym przypadku czeka każdego wieczny ogień piekielny. Istota miłosierdzia w chrześciajństwie jest egoistyczna. Dzięki miłości, którą trzeba wygenerować w dowolny sposób unikamy potężnych cierpień. Istotnie, jeśli w procesie duchowego rozwoju wierzącego chrześcijanina nie ma opisanego stanu nielgnięcia do rzeczy, stanów to nie ma innego wyjścia, psychika zwykłego człowieka działa w ten sposób. Natura umysłu o któej nie wspomina się chyba w chrześcijaństwie to jedyny walor dzięki któremu miłość jest zupełnie bezinteresowana, nie wynika ze strachu.
ps. przepraszam za literówki, to dotyczy wszystkich moich wpisów.
Uproszczenia są konieczne. Dzięki nim głębokie treści są przyswajalne dla wszystkich. Proste treści można łatwo zachować w pamięci i często do nich powracać. Również buddyzm stosuje wiele uproszczeń. Jest to dobre. Dzisiaj oglądałem krótki filmik o tybetańskiej mniszce, która przez 45 lat żyła w zamknięciu, powtarzając słowa jednej tylko modlitwy. Powiedziała ona, że najważniejsze to spocząć w naturze Buddy (czyli mówiąc po chrześcijańsku: trwać w Duchu Świętym). Tym, co jest bardzo podobne u Buddy i Jezusa, jest to, że przedstawiali oni swoją myśl prosto i jasno, nie wikłając się w różne zawiłości, ale w razie potrzeby dawali również wyjaśnienia na zawiłości.
OdpowiedzUsuńW Kościele podane są prawdy wiary, ale wierzący ma prawo i obowiązek do zgłębiania wiary przez moc rozumu. Jan Paweł II w swojej encyklice „Wiara i rozum” napisał tak:
„Kościół bowiem zachowuje niewzruszone przekonanie, że wiara i rozum «mogą okazywać sobie wzajemną pomoc», odgrywając wobec siebie rolę zarówno czynnika krytycznego i oczyszczającego, jak i bodźca skłaniającego do dalszych poszukiwań i głębszej refleksji”.
To wyrasta z samych podstaw wiary chrześcijańskiej. Naród żydowski po wyjściu z ziemi egipskiej (z domu niewoli) podróżował przez czterdzieści lat w poszukiwaniu obiecanej ziemi, a później musiał stoczyć bój z wrogimi siłami, aby móc na tej ziemi zamieszkać. To poszukiwanie ziemi obrazuje drogę poszukiwania duchowego.
Gnostycy nie przedstawiali raczej czystej nauki Chrystusa, ale na pewno mieli też jakieś dobre pomysły. Spotkałem się kiedyś z ich poglądami, ale niewiele mogę o tym powiedzieć. Wydaje mi się to skażone.
Zdobycie tęczowego ciała nie polega na żadnym dziedzictwie. Pierwszy człowiek o świetlistym ciele przez kogo został pouczony? Dlaczego „żył więc Henoch w przyjaźni z Bogiem, a następnie znikł?” (Rdz 5,24) „Bo zabrał go Bóg” (Rdz 5,24).
Nauka Kościoła spisana jest nie tylko w Biblii, ale również w pismach Ojców Kościoła oraz w pismach świętych i pobożnych na przestrzeni wieków. Jest to skarbnica wiedzy i nie ogranicza nikogo w poszukiwaniu drogi do Boga. Również pobożni księża i nauczyciele duchowi Kościoła nie ograniczają nikogo w poszukiwaniach. Zdarzają się w Kościele ludzie, którzy szkodzą i ograniczają, ale nie należy mieszać ich działania z działalnością Kościoła, ponieważ stoją oni w sprzeczności z nauką Kościoła.
„Duchowość, doskonalsze złączenie, dusza, stan czysto duchowy, napełnianie światłem” – podobnymi pojęciami posługiwał się przecież Budda. Są one pomocne w dojściu do prawdziwego znaczenia, a więc praktyczne. Trzeba tylko wejść w myśl autora i popatrzyć dokąd ona zmierza. Jeśli myśl prowadzi do światła i zrozumienia, to jest użyteczna i warto ją zastosować, a jeśli prowadzi na manowce niejasności i nieświadomości, to lepiej ją odłożyć i poszukać czegoś lepszego.
W puszczeniu wszystkiego nie ma myśli o sobie – nie ma egocentryzmu.
W puszczeniu wszystkiego da się słyszeć głosy zmysłów,
ale wypływają one z próżnego stanu – nie są egoistyczne.
Budda, który „nigdy nie zawierał się w samsarze”, i od wieków „był poza samsarą” (czyli poza światem), nie jest jakimś odosobnionym Buddą. Jest to Postać Słowna Buddy (Dharmakaja), a Ona nie jest odosobniona i oddzielona od Tej Postaci, która pojawiła się w świecie, a która jest zwana Postacią Obrazową (Rupakają) albo Postacią Wcieloną (Nirmanakają). Budda powiedział kiedyś: „Nie można utrzymywać, że poza tym zmiennym i zjawiskowym światem istnieje świat inny – wieczny i prawdziwy” (Nauka Buddy, Dharma 2.3.4). W istocie świat wieczny i prawdziwy, choć wydaje się być poza zjawiskowym światem, nie jest od niego odłączny, ale trwa ponad wyobrażeniami.
Bóg Mahabrahma ciągle wydaje mi się niepodobny do Boga chrześcijan. Budda nie mówił o Bogu Izraela, ale o bóstwie ówczesnych Hindusów.
Dla poznania Jezusa warto przeczytać „Poemat Boga-Człowieka”. Jest to książka spisana na podstawie nadprzyrodzonych widzeń, jakie miała Maria Valtorta. Można w niej znaleźć wszystkie najwspanialsze treści duchowe. Jest w internecie na tej stronie:
OdpowiedzUsuńhttp://objawienia.pl/valtorta/spis-val.html
Jeśli chciałbyś ją kupić, to zamów od Vox Domini, bo inne wydania są kiepskie i skrócone.
Dlaczego myślisz, że istota miłosierdzia w chrześcijaństwie jest egoistyczna? Nie spotkałem się z tym. Z tego co wiem, to miłosierdzie jest właśnie działaniem bezinteresownej miłości. Możliwe, że miłosierdzie stosowane przez ograniczonych ludzi nie jest doskonałe i ma domieszki egoizmu, ale to nie jest wzór jaki podaje Jezus i Kościół.