czwartek, 27 grudnia 2012

Duchowość ponad podziałami

 
 

   Człowiek, istota duchowa, wyraża swą duchowość pod różnymi postaciami i zmierza do szczytu różnymi drogami. Jednak czysta duchowość pozostaje nienaruszona i zawsze ta sama w swej istocie, mimo różnych postaci, jakie przybiera i dróg, którymi prowadzi. Czysta duchowość zasiewa w świecie pokój i pobudza do dobroci – do miłości i czynienia dobra.
   Mimo tej jedności duchowości, człowiek wciąż się dzieli, patrząc tylko na odbicia i różnice wyrazu. Jeden widzi biały odblask duchowości, a inny czerwony. Jeden utożsamia się z bielą, a drugi z czerwienią. Zaślepiony, chwyta się jednej tylko barwy, zapominając o przestrzeni nadprzyrodzonej – bezbarwnej, i o jej wielobarwnych przejawach. Jak małe dziecko, chwyta się jednej tylko strony, nie widząc całości.

Rozmowa o Jezusie i Buddzie
między wędrowcem a ojcem franciszkaninem

   Ojciec: Powiedz, jak postrzegasz Buddę i kim jest dla Ciebie Jezus?
   Wędrowiec: Przyzna, że moja dusza nie widzi różnicy między Jezusem a Buddą. Widzę Buddę jako postać Jezusa Chrystusa, ale nie zaprzeczam przez to jednorodzoności Bożego Syna.
   Ojciec: Jakże Budda miałby być postacią Chrystusa?
   Wędrowiec: Otóż będąc obrazem Wiecznego Świętego (albo Wiecznego Buddy), jest On Tym, który jako Słowo zrodzony jest z Wiecznej Myśli; jest Synem z Ojca. Same święte pisma buddyjskie nadają Buddzie przydomek Zbawiciela albo Zbawiciela Świata, przez co jeszcze wyraźniej zaznacza się Jego podobieństwo do Syna Bożego, Jezusa (Zbawiciela).1 O samym Buddzie mówi się jako o Wszechwiedzącym i pełnym miłości do wszystkich istot. Są to przymioty Boskie i tylko Bóg posiada w doskonałym stopniu te dwa pierwiastki mądrości i miłości. Pod tym względem nie ma więc trudności, aby widzieć w Buddzie Syna Bożego, jedną z osób Trójcy Świętej. Potwierdzałby to także sposób życia Buddy i Jego przykład. Ponadto przydomki, takie jak Obrazowa Postać, Zbawiciel, Wszechwiedzący, Święty, nie zostały nadane tylko przez zauroczonych wyznawców, ale widać je jako rzeczywiste imiona osoby zwanej Buddą, potwierdzone przez Jego święte słowa i czyny.
   Ojciec: Czy widzenie Buddy jako postaci Boga nie przeczyłoby jednorodzoności Syna Bożego?
   Wędrowiec: Otóż Syn Boży jest jednorodzony jako Słowo zrodzone z Boga, niezależnie od postaci jaką przyjmie. Tę niezależność postaciową ukazać mogą trzy przykłady: przykład uczniów idących drogą do Emaus, przykład opłatka ze Mszy Świętej i przykład zmiennej postaci obrzędu Mszy. (Powiem o tym jeszcze później).
   W wyznaniu wiary chrześcijańskiej słyszymy: „Wierzę w Boga, Ojca Wszechmogącego, Stworzyciela Nieba i Ziemi, wszystkich rzeczy widzialnych i niewidzialnych, i w jednego Pana, Jezusa Chrystusa, Syna Bożego jednorodzonego, który z Ojca jest zrodzony przed wszystkimi wiekami. Bóg z Boga, światłość ze światłości, Bóg prawdziwy z Boga prawdziwego, zrodzony, a nie stworzony, współistotny Ojcu, a przez Niego wszystko się stało. On to dla nas, ludzi, i dla naszego zbawienia zstąpił z nieba, i za sprawą Ducha Świętego przyjął ciało z Maryi Dziewicy i stał się człowiekiem...”
   Jest więc Ten Syn Boży jednorodzony, bo był zrodzony z Boga jako Jedyny przed wszystkimi wiekami, a Bóg nie rodzi z siebie nic prócz Boga. Dlatego jest Bogiem z Boga, Światłem ze Światła, Prawdziwym z Prawdziwego. Stał się zrodzony, ale nie stworzony. Dlatego zachowuje swój pierwotny stan jednorodzonego mimo swego wcielenia w człowieku – mimo postaci jaką przyjmuje. To Przedwieczne Słowo przyjmuje ciało i staje się człowiekiem z Miłości – za sprawą Ducha Świętego. W tym Słowo jest jednorodzone. Jednorodzoność nie oznacza jednopostaciowości Jezusa Chrystusa. To znaczy nie wyklucza ona, że Jezus Chrystus, Słowo Boże, może przyjąć wiele postaci. Wykażę to teraz przez trzy przykłady: przykład różnych postaci Zmartwychwstałego Chrystusa, przykład postaci opłatka i przykład różnych postaci obrzędu Mszy Świętej.
   W Ewangelii według św. Łukasza (24,13-35) napisano o tym, jak zmartwychwstały Jezus ukazuje się swym uczniom w drodze do Emaus. Uczniowie idą drogą, omawiając zdarzenia jakie właśnie zaszły w Jerozolimie – o tym, jak zabito Syna Bożego. Nagle przyłącza się do nich obcy człowiek i pyta o czym tak rozmawiają. Wtedy uczniowie opowiadają wszystko nieznajomemu, a ten na podstawie ich wypowiedzi zaczyna wyjaśniać im stare pisma prorockie, odnosząc je do Chrystusa. Później uczniowie zapraszają towarzysza do wspólnego posiłku i tam rozpoznają w nim Jezusa, gdy widzą jak błogosławi i łamie chleb, dzieląc się z innymi. Wtedy Jezus nagle znika im z oczu. Podobne zdarzenie zmiany postaci zmartwychwstałego Jezusa opisane jest w Ewangelii św. Jana (J 21), kiedy apostołowie łowią ryby, a z brzegu wzywa ich jakiś nieznajomy, którego jeden z apostołów rozpoznaje jako Jezusa.
   Czy nie wydaje się możliwe, że Jezus ukazał się na Wschodzie w postaci Buddy, w innym miejscu i czasie, a my, chrześcijanie, szliśmy cały czas obok Niego jak uczniowie z Emaus, mając przesłonięte oczy (por. Łk 24,16) i nie rozpoznając w Nim Jezusa?2
   Ojciec: Dlaczego w takim razie Kościół i Papież nic o tym nie powiedzieli, a dopiero teraz ty jeden masz takie pomysły?
   Wędrowiec: Zdanie większości i ludzkie godności nie zawsze stanowią o prawdziwości zdania. W dziejach Izraela na przykład słyszymy, jak wszyscy prorocy w kraju byli jednomyślni co do pewnej sprawy, a pośród nich znalazł się jeden o zdaniu odmiennym, które jak się później okazało było właśnie tym słusznym (zob. opowieść o Micheaszu w 1 Krl 22,1-40). Widocznie jest to zamysłem Boga, że przez długi czas pozostawia pewne prawdy w ukryciu i dopiero po wiekach pozwala wyjść im na jaw. Wielu ludzi ma przeczucie tych ukrytych prawd, ale nie każdy ośmiela się te swoje przeczucia wyraźnie określić i wypowiedzieć.
   Jeszcze drugi przykład wielopostaciowości Chrystusa – opłatek ze Mszy Świętej. W obrzędzie Mszy chrześcijanie przyjmują Jezusa pod postacią opłatka zlepionego z mąki. Wcześniej jeszcze w obrzędzie Mojżeszowym, składano w darze baranka, a na krzyżu w zastępstwie baranka umarł Jezus – Bóg-Człowiek. Jezus zaś zanim umarł polecił apostołom, aby wspominali Go pod postacią chleba. Dzisiaj Kościół stanowczo wyznaje, że opłatek poświęcony podczas Mszy przez słowo kapłana i łaskę Ducha Świętego jest rzeczywistym Jezusem Chrystusem. Jeśli zatem Jezus Chrystus stać się mógł opłatkiem, to czemuż tak trudno uznać, że mógł On też przyjąć wyraźną postać w doskonałym mędrcu jakim był Budda? (Używam określenia doskonałego mędrca, bo ono przynajmniej jest do przyjęcia przez umysły chrześcijańskie).
   Trzeci przykład to zmienność postaci obrzędu Mszy Świętej w ciągu wieków. Widzimy jak od początków chrześcijaństwa Msza Święta przybierała różną postać.
   Ojciec: Jedno w całej Mszy nigdy się nie zmieniło – słowa Jezusa w czasie poświęcenia – „To jest ciało moje, to jest krew moja...” itd.
   Wędrowiec: Rzeczywiście. Ale nawet te słowa są zmienną postacią, a znaczenie ma istota tych słów i ona jest wieczna. Prawdziwe znaczenie ma miłosierdzie, jakie jest wyrażone w tych słowach. Słowa te mogą być puste i bezużyteczne, jeśli w ślad za nimi nie pójdzie rzeczywisty uczynek miłosierdzia. Widzimy więc, że nawet postać słów jest zmienna, bo może być rozumiana właściwie albo nie.
   Kto nie jest przeciw nam, ten jest z nami (Łk 9,50).
   Ojciec: Znasz wyznanie naszej wiary: „Wierzę w Boga, Ojca Wszechmogącego” itd. Buddyści nie przyznają się do tych słów. Wygląda więc na to, że stoją z nimi w sprzeczności.
   Wędrowiec: Buddyści nie przyznają się do nich, bo ani ich nie słyszeli, ani nie poznali Tego Jezusa, którego my znamy, czyli Jezusa z Nazaretu, syna Maryi.3 Zauważ, ojcze, że od pierwszych słów wyznania do tych, które mówią o narodzinach Jezusa z Maryi, można uznać, że buddyści są zgodni. Później następują słowa odnoszące się do ziemskiego życia Syna Bożego i tutaj buddyzm zdaje się stać w sprzeczności z Kościołem, ale nawet jeśli tak jest, to ma do tego zupełne prawo, bo nie poznał jeszcze wiarygodnego świadectwa o życiu tego Jezusa (zauważ również, ojcze, że wiarygodne świadectwo często zależy od wyznawców żyjących na ziemi – od tego jak opowiadają wyznawaną prawdę i od czynów jakie spełniają). Jednak mimo to, buddyzm uznaje Boskość w człowieku, ale dla buddystów tym Bogiem-Człowiekiem był Budda.
   Matka w Izraelu urodziła Jezusa, a ziemie na Wschodzie również zapragnęły Syna Bożego i tam porodziła inna matka. Jedno Słowo przybrało więc różną postać w zależności od matek z jakich się zrodziło, tzn. w zależności od miejsc, czasów i osób do których przybyło. Matka jest stworzona do rodzenia. W miejscu, w którym jest potrzebne objawienie Słowa, rodzi ona Świętego, Syna Bożego. Tak więc matka-ziemia wydała na świat Syna Bożego w niejednej postaci.
   Ojciec: A reinkarnacja? Buddyści wyznają reinkarnację, a my, chrześcijanie twierdzimy, że jej nie ma.
   Wędrowiec: W prawowiernym buddyzmie nie stosuje się właściwie takiego pojęcia jak reinkarnacja, czy ponowne wcielenie, a wszystkie dawne języki używają słowa stworzenie albo narodzenie. Ale odrzucając nawet sprawę językową, słyszeć możemy w buddyjskiej myśli, że np. ktoś, kto jest człowiekiem, może stać się po śmierci zwierzęciem. Te prawdy należy rozumieć duchowo, jako przenośnie.
   W buddyzmie jest pojęcie działania, czyli karmy. Jeśli ktoś wykonał w życiu jakieś działanie, to w przyszłości wyda ona owoc. Jeśli ktoś umiera nie wykonawszy działania, to pozostawia po sobie jego ziarna, które później kiełkują w innych osobach, które rodzą się w świecie. Te osoby podejmując się tych działań, przez więź duchową mogą poczuwać się, że żyli już wcześniej w innym ciele jako zwierzęta, duchy, bogowie itp. W istocie człowiek w jednym życiu przyjmuje nieraz zachowania zwierzęce, demoniczne albo boskie – przyjmuje różny wygląd. Nawet więc tutaj, w sprawie reinkarnacji, można widzieć pewien wspólny wątek.
   Przypomnijmy sobie, jak Jezus nazwał Jana Chrzciciela imieniem Eliasza (Mt 17,12-13). Przywołajmy w pamięci wyjaśnienia Ojców Kościoła, którzy Mojżesza, Salomona i inne wielkie i mniejsze osobistości z dziejów Izraela widzieli jako postać Chrystusa (typ, rodzaj, obraz). Również buddyści patrzą podobnie na sprawę reinkarnacji. Mimo że widzą w Dalajlamie wcielenie Awalokiteśwary, to wiedzą też dobrze, że w dziejach świata Awalokiteśwara był inną osobą niż Dalajlama, a Dalajlama XIII to nie ta sama osoba co Dalajlama XIV. Postrzegają go jako tę samą osobę (typ) – Wcielenie Miłosierdzia – ale są świadomi, że w dziejach świata pojawiała się ona pod różnymi imionami (także w różnych miejscach i w różnych ciałach).
   Ojciec: Wszystko to herezja. Ale ze wszystkich opisanych przez Kościół herezji, z taką się jeszcze osobiście nie spotkałem. Nie dozwalam ci, abyś pozostawał tutaj z nami. Kiedyś pod natchnieniem Ducha Świętego mógłbyś wygłosić jakieś zdanie o Buddzie wśród naszych wiernych, a to byłoby zagrożeniem dla Kościoła.
   Wędrowiec: Dobrze, pójdę. Zastanów się jednak, ojcze, nad tym, czy herezja, której jeszcze nie było, nie może być prawdą?4 A Duch Święty czy może natchnąć do czegoś, co stanowiłoby zagrożenie dla Kościoła? Dlaczegóż ludzie Kościoła mieliby się bać Buddy, skoro jest im znajomy Jezus, któremu diabeł nawet nie jest straszny? Widzę tutaj, ojcze, że Nasz Pan Jezus mało jeszcze został poznany i wciąż przez swoich jest krzyżowany.
   Chciałem ci dać światło zrozumienia, które pozwala przekroczyć granice ludzkich uwarunkowań i doprowadza do pokoju i miłości między wszystkimi. Niepotrzebny jest nam strach przed obcością. Ale nie przyjmujecie, to idę dalej.

1  Oto kilka wyjątków z książki Nauka Buddy (która jest wyborem przekładów ze świętych pism buddyjskich; wydanym przez Bukkyo Dendo Kyokai, Tokyo, Japan), odnoszących się do Buddy jako Zbawiciela: „Kiedy ten Książę dorośnie i nie opuści pałacu, wtedy zostanie wielkim królem i podbije cały świat. Ale jeśli porzuci on pałace i poświęci swe życie religii, wówczas stanie się Buddą, Wybawcą świata” (I.1.1.2). „Chociaż ciało Buddy jest trojakie, Jego duch oraz cel jest jeden: wybawienie wszystkich ludzi” (I.3.1.4). „Ponieważ umysł [rozumiej: duch] Buddy Amidy z wszelkimi jego nieskończonymi możliwościami miłości i mądrości jest czystym miłosierdziem, Budda może wybawić wszystkich” (II.8.1.6). „Budda jest ojcem w Swym miłosierdziu i matką w Swej dobroci. Ludzie często działają z wielką gorliwością, przez nieświadomość oddając się ziemskim namiętnościom. Budda również jest gorliwy w swym miłosierdziu dla ludzi. Pozbawieni Jego miłosierdzia, są oni bezradni. Jako dzieci Buddy powinni przyjąć Jego sposoby wybawienia” (I.2.2.4). „Ludzie na ogół wyobrażają sobie, że Budda narodził się jako książę i zostawszy żebrakiem, odnalazł drogę do Oświecenia. W rzeczywistości przygotowanie było bardzo długie, gdyż Budda istniał zawsze w tym świecie, który nie ma początku ani końca. Jako Wieczny Budda, znał on wszystkich ludzi i stosował wszelkie sposoby wybawiania” (I.2.3.1). „Ludzie nie mogą być wybawieni, jeśli polegać będą tylko na swojej mądrości – rzekł Budda – muszą uwierzyć i przyjąć moją naukę [tzn. Słowo]” (I.3.3.5).
2  Z Kompendium Katechizmu Kościoła Katolickiego (129): „Jezus Zmartwychwstały jest całkowicie wolny w wyborze form ukazywania się swoim uczniom; może się ukazywać, jak i kiedy chce, i pod różnymi postaciami”.
3  W istocie, gdy byłem w buddyjskich klasztorach w Nepalu i Indiach mało który z mnichów słyszał cokolwiek o Jezusie. Niektórzy nie mają nawet świadomości, że była taka postać w dziejach świata.
4  Wydaje się, że sam Pan Jezus był niegdyś przykładem takiej herezji.

środa, 19 grudnia 2012

Pustość w chrześcijaństwie

Z rozmowy z buddystą o wierze chrześcijańskiej. Wymaga poprawek.

   Także chrześcijanin spotyka się z pustością zjawisk i także w chrześcijaństwie obecny jest pogląd o pustości. Nazywa się to zazwyczaj nocą ducha albo opuszczeniem przez Boga. Tak pisze na przykład o swoich doświadczeniach święta siostra Faustyna:
   [Dusza] z ciemności wpada w większą ciemność, zdaje jej się, że na zawsze straciła Boga, tego Boga, którego tak kochała. Ta myśl wprowadza ją w mękę nie do opisania. Jednak ona nie godzi się na to, próbuje spojrzeć w niebo, lecz daremnie – to sprawia jej jeszcze większą mękę” (Dzienniczek 98). Z pustości w pustość – wydaje się, że się straciło wszelkie poczucie rzeczywistości, którą tak się kochało. Samo odczucie tej utraty, które wiąże się z poznaniem nieosobowości, braku ja, wprowadza w mękę nie do opisania. Jednak ponad tę mękę próbuje się patrzeć w niebo – w to, co jest – ale także i to sprawia wielką mękę. Wszystkie zjawiska są puste. „Dusza już nie szuka nigdzie pomocy, pogrąża się sama w sobie i traci wszystko sprzed oczu i niejako jakby się zgodziła na tę mękę odrzucenia. Jest to moment, któremu nie umiem nadać wyrazu. Jest to agonia duszy” (tamże). „Ustają wszelkie pokusy zewnętrzne, milknie wszystko, co ją [duszę] otacza, tak jak konający traci wszystko, co jest zewnętrzne. Cała jej dusza jest skupiona pod mocą sprawiedliwego i trzykroć świętego Boga. Na wieki odrzucona” (101). „Każde wspomnienie Boga jest morzem nieopisanym cierpień, a jednak jest coś w duszy, co się rwie do Boga, lecz jej się zdaje, że na to tylko, aby więcej cierpiała”. Bóg stał się osobą – jakimś ja wyobrażonym po ludzku – i Jego wspomnienie wywołuje przez to cierpienie, a jednak serce – uczucie – rwie się do tego uczucia Boga, choć głowa mówi, że to tylko po to, aby więcej cierpiała, bo dla niej każde wspomnienie osoby przynosi cierpienie. Mimo że takie patrzenie wywołało w siostrze cierpienie, to na koniec tej męki „pierzchły wszystkie ciemności i udręczenia, zmysły zalane radością niepojętą, władze duszy napełnione światłem” (103). Siostra pisze jeszcze, że „wobec rzeczywistości bladym to jest, com napisała. Nie umiem tego wypowiedzieć...” (104), „patrzę na wszystko innym wzrokiem” (104). Słowa te wydają się wyraźnie pochodzić od kogoś, komu zostało dane niewymowne poznanie pustości i kto na wszystkie zjawiska patrzy innym wzrokiem, to znaczy wzrokiem mądrości, rozumiejącym pustość. Pisze też siostra, że „jeżeli się Panu podoba jakąś duszę prowadzić przez podobne męki, niech się nie lęka, ale będzie we wszystkim, o ile od niej zależy, wierna Bogu. Bóg duszy krzywdy nie zrobi, gdyż jest samą miłością i w tej niepojętej miłości powołał ją do bytu. Chociaż, kiedy byłam w tych utrapieniach, nie rozumiałam tego” (106). Owa przeżyta męka i utrapienia nie są więc rozpaczą ani jakimś użalaniem się nad sobą. Buddysta może rozumieć słowa siostry w ten sposób: „Jeśli ktoś ma podobne doświadczenie i chce iść podobną drogą, nie musi się lękać. Oglądanie pustości niczemu nie zaszkodzi. Wystarczy tylko, aby taka osoba poddała się temu co jest i jakie jest („była wierna Bogu”), bez żadnej domieszki woli własnej, „o ile to od niej zależy”, czyli o ile może się na to zdobyć. Myślenie i patrzenie krzywdy nie zrobi, bo jest samą miłością i w tej niepojętej miłości powołuje ono wszystko do bytu. Chociaż, kiedy jest się w tych utrapieniach, nie można tego zrozumieć”.
   Co za ciężka choroba wzroku duszy, która – rażona światłem Bożym – twierdzi, że Go nie ma, a tymczasem [ono] jest tak silne, że ją oślepia” (109).
   Jezu mój, choć noc ciemna wokoło i ciemne chmury zasłaniają mi horyzont, jednak wiem, że nie gaśnie słońce. O Panie, chociaż Cię pojąć nie mogę i nie rozumiem działania Twego, jednak ufam miłosierdziu Twemu. Jeżeli jest taka wola Twoja, Panie, bym zawsze żyła w takiej ciemności, bądź błogosławiony. O jedno Cię proszę, Jezu mój, nie dozwól mi, abym Cię miała czymkolwiek obrazić. O Jezu mój, Ty jeden znasz tęsknoty i bóle serca mojego. Cieszę się, że mogę choć trochę cierpieć dla Ciebie. Kiedy czuję, że cierpienie przechodzi siły moje, wtenczas uciekam się do Pana w Najświętszym Sakramencie, a głębokie milczenie jest mową moją do Pana”. Mimo że siostra nie widzi, to wie, że słońce nie gaśnie. Mimo że patrzy na pustość, to świeci poznaniem. Oto mądrość rozumiejąca pustość. Nie może pojąć Pana – Bytu, bo w istocie jest On niepojęty, niewyobrażalny. Nie może zrozumieć Jego działania – bo w istocie jest ono niezmierne. Mimo to ufa miłosierdziu. To zaufanie miłosierdziu jest przekonaniem, że rzeczy mimo że są puste, mogą coś znaczyć. Jest to przekonanie w tym, że puste rzeczy są podtrzymywane przez Tego, Który Jest, mimo że Ten, Który Jest, jest niedostrzegalny i niepojęty, istniejący tylko jako imię albo nazwa.
   W sercu, w duszy mojej jest noc ciemna. Przed umysłem moim jest mur nieprzebity, który mi zasłonił Boga, jednak ciemność ta nie jest z mojej przyczyny. Dziwna ta męka, o której w całej pełni lękam się napisać, ale i w tym stanie staram się być wierna Tobie, o Jezu mój, zawsze i we wszystkim; serce moje bije tylko dla Ciebie” (Dzienniczek 1235).
   O Jezu, jaka ciemność mnie ogarnia i nicość przenika, ale, Jezu mój, nie zostaw mnie samej, udziel mi łaski wierności. Chociaż nie mogę przeniknąć tajemnicy dopuszczenia, ale w mojej mocy jest powiedzieć: bądź wola Twoja” (Dzienniczek 1237). Czy w duszy może się rodzić coś innego niż mądrość, kiedy nie ma woli własnej i zostawia się rzeczy takie, jakimi są, nie uciekając od nich, ale patrząc na nie wprost? Wtedy właśnie widzi się rzeczy takie, jakimi są.
   W chwilach opuszczenia wewnętrznego nie tracę spokoju, ponieważ wiem, że Bóg duszy nigdy nie opuszcza – chyba wtenczas jedynie, jak dusza sama przez niewierność zrywa związkę miłości. Jednak absolutnie wszystkie istnienia zależą od Pana i utrzymywane są Jego wszechmocą. Jednymi rządzi miłość, innymi sprawiedliwość; od nas zależy, pod jaką władzą żyć chcemy, gdyż pomoc łaski dostatecznej nikomu nie jest odmówiona. Nie zastrasza mnie wcale pozorne opuszczenie. Badam siebie głębiej, czy nie moja w tym wina. Jeżeli nie – to bądź błogosławiony” (Dzienniczek 1315).
   Ty, Panie, wiesz, jak słabą jestem, jestem przepaścią nędzy, jestem nicością samą, więc cóż w tym będzie dziwnego, jeżeli mnie pozostawisz samą, i upadnę. (…) O Panie, podnosisz mnie nieraz aż do jasności widzeń, to znów pogrążasz mnie w nocy ciemnej i w otchłani nicości mojej, a dusza się czuje jakoby sama wśród wielkiej puszczy... Jednak ponad wszystko ufam Tobie, Jezu, boś niezmienny. Moje usposobienie jest zmienne, ale Tyś zawsze ten sam, pełen miłosierdzia” (Dzienniczek 1489).
   Dziś od samego rana dusza moja jest w ciemnicy. Nie mogę się wznieść do Jezusa, czuję się jakoby przez Niego opuszczona. Do stworzeń po światło zwracać się nie będę, bo wiem, że one mnie nie oświecą, jeżeli Jezus będzie mnie chciał utrzymywać w ciemności. Poddaję się Jego świętej woli i cierpię...” (Dzienniczek 1496).
   Ciemność duszy. Dziś święto Matki Bożej, a w duszy mojej tak ciemno. Ukrył się Pan, a ja sama, sama jedna. Umysł mój tak przyćmiony, że wokoło widzę same widziadła; ani jeden promyk światła nie wchodzi do duszy, nie rozumiem sama siebie ani tych, co do mnie mówią. Straszne pokusy przycisnęły mnie co do wiary świętej. O mój Jezu, ratuj mnie. Nic więcej wymówić nie mogę. Nie mogę ich wypisać w szczegółach, bo lękam się, aby się kto nie zgorszył czytając to” (Dzienniczek 1558).
   Choć opuszczenia, ciemność i różne cierpienia uderzają o moje serce, jednak tajemnicza moc Boża wspiera mnie i umacnia” (Dzienniczek 1580).
   Osoba zgłębiająca swoją wiarę dochodzi do paradoksów i rzeczywistego poznania swojego stanu, w którym nie znajduje już więcej żadnego oparcia. Wierzący widzi nędzę swojego bytu i wtedy nawet Bóg dla niego nie istnieje – wszystkie pojęcia i wyobrażenia bledną. Po tym poznaniu jednak przychodzi światło. To poznanie jest światłem, które oświeca duszę i pokazuje jej, że nie jest ona sama – nie jest jakimś odrębnym ja. Dusza widzi, że wszystko jest jakie jest i wszystko trzeba złożyć w ręce Tego, Który Jest. Ten, Który Jest jest nazywany przez chrześcijan Bogiem. Ta nazwa Bóg jest jednak tylko odnośnikiem do Tego, co niewyrażalne i niepojęte. Na początku Bóg istnieje jako odrębne wyobrażenie i przez to, że jest to wyobrażenie błędne (bo odrębne), powoduje ono cierpienie. Dopiero po tym jak dusza zatapia się w przepaści tego cierpienia, zaczyna widzieć prawdziwego Boga, który pojawia się sam z siebie i jest niepojęty, nie do wyobrażenia. „Oto są Jego drogi dla nas niezbadane i niepojęte; naszą rzeczą jest poddawać się zawsze Jego świętej woli. Są tajemnice, których rozum ludzki nigdy tu na ziemi nie zgłębi, odsłoni nam to wieczność” (Dzienniczek 1656).
   O tej ciemności i nocy ducha pisali jeszcze tacy autorzy jak Pseudo-Dionizy Areopagita („Teologia mistyczna”) i święty Jan od Krzyża. Ich dzieła pokazują te sprawy od nieco innej strony niż święta Faustyna, ale jest to podobne. Jan od Krzyża pisze na przykład w swoich listach:
   Nie starajcie się też zbytnio o inne potrzeby nad tę, by serce mieć wolne. Ubogi bowiem w duchu jest wśród niedostatków bardziej stały i zadowolony, gdyż wszystko swoje położył w ogołoceniu i w niczym, stąd też we wszystkim ma swobodę serca. Szczęśliwe nic i błogosławione osamotnienie serca, które mają taką siłę, że wszystko sobie podporządkowuje, a samo żadnej rzeczy się nie podporządkowuje, i wyzbywa się trosk ziemskich, by tym więcej płonąć miłością!” (List 15, E. Cr., t. III, s. 161n. [św. Jan od Krzyża, Listy 16], podane za św. Teresa Benedykta od Krzyża, Wiedza Krzyża, Kraków (Wydawnictwo Karmelitów Bosych) 2005, str. 367-8)
   Ponieważ twoja dusza jest wśród ciemności, pustki i ogołocenia duchowego, zdaje ci się, że wszystko i wszyscy cię opuścili; nie jest to zbyt dziwne, bo w takim stanie zdaje się nam, że i Bóg nas opuścił. Otóż nie masz potrzeby zajmować się niczym... Kto nie pragnie innej rzeczy, tylko Boga, nie chodzi w ciemnościach, choćby się widział wśród największych mroków i nędzy. I kto nie szuka przyjemności własnej i pociech ani od Boga, ani od stworzeń i w niczym nie czyni własnej woli, nie ma się czego lękać ani czym przejmować” (List 18 (zgodnie z nową numeracją nr 19), do Joanny de Pedraza, E. Cr., t. III, s. 101n. [św. Jan od Krzyża, Listy19], podane z Wiedza Krzyża, jw., s. 368-9).
   Siostra Faustyna napisała jeszcze takie słowa, które świadczyć mogą o tym, że nie była ona jakimś czarnowidzem, a jej doświadczenia doprowadzały ją do światłego poznania, czyli do oświecenia:
   Życie w obecnej chwili upływa mi w cichej świadomości Boga. Nim żyje moja dusza milcząca, a to świadome życie Boga w mej duszy jest mi źródłem szczęścia i mocy. Nie szukam szczęścia poza głębią swej duszy, w której mieszka Bóg, jestem tego świadoma. Czuję jakoby potrzebę udzielania się innym, odkryłam w duszy źródło szczęścia, to jest Boga. O mój Boże, widzę wszystko, co mnie otacza, że jest przepełnione Bogiem, a najwięcej dusza moja, którą zdobi łaska Boża. Tym, czym będę żyć w wieczności, już zacznę teraz.
   Milczenie jest mową tak potężną, że sięga tronu Boga żywego, milczenie jest mową Jego, choć tajemną, lecz potężną i żywą.
   Jezu, dajesz mi poznać i rozumieć, na czym polega wielkość duszy: nie na czynach wielkich, ale na wielkiej miłości. Miłość ma wartość i ona nadaje wielkość czynom naszym; chociaż uczynki nasze są drobne i pospolite same z siebie, to wskutek miłości stają się wielkie i potężne przed Bogiem – wskutek miłości.
   Miłość jest tajemnicą, która przekształca wszystko, czego się dotknie, w rzeczy piękne i miłe Bogu. Miłość Boża czyni duszę swobodną. Jest jak królowa, nie zna niewolniczego przymusu, do wszystkiego zabiera się z wielką swobodą duszy, gdyż miłość, która mieszka w niej, jest pobudką do czynu. Wszystko, co ją otacza, daje jej poznać, że tylko Bóg sam jest godzien jej miłości. Dusza, rozmiłowana w Bogu i w Nim zatopiona, idzie do obowiązku z tym samym usposobieniem jak do Komunii świętej i najprostszą czynność wykonuje z wielką starannością, pod miłosnym spojrzeniem Boga; nie miesza się, gdy rzecz jaka okaże się po czasie mniej udana, ona jest spokojna, bo w chwili działania zrobiła, co było w jej mocy. Kiedy się zdarza, że ją opuszcza żywa obecność Boża, którą prawie się ustawicznie cieszy, to ona wtenczas stara się żyć wiarą żywą; jej dusza rozumie, że są chwile odpocznienia i chwile walki. Wolą jest zawsze z Bogiem. Jej dusza jest jak rycerz wyćwiczona w boju, z daleka spostrzega, gdzie wróg się ukrywa, i jest gotowa do walki, ona wie, że nie jest sama – Bóg jest jej mocą” (Dzienniczek 887-890).